Kryminalne Zagadki Zielonego Świata ZIELONE NEWSY

Potężna plantacja konopi zlikwidowana rok temu to samosiejka, sprawa została umorzona

plantacja konopi

W lipcu zeszłego roku media obiegła informacja, że pod Ciechocinkiem zlikwidowana została potężna plantacja konopi indyjskich. Policja chwaliła się usunięciem ponad 15. tyś roślin informując jednocześnie, że jest to największa tego typu nielegalna uprawa w Europie. Jednak dość szybko okazało się, że rośliny to najprawdopodobniej tzw. samosiejki. Policja i prokuratura szły jednak w zaparte wielokrotnie wnosząc o aresztowanie rolnika, na którego polu rosły konopie. W zeszłym tygodniu sprawa została ostatecznie umorzona. Cała sytuacja pokazuje jednak patologię występującą w wymiarze sprawiedliwości.

W lipcu zeszłego roku informowaliśmy, że policja podała informację o zlikwidowanej plantacji konopi indyjskich. Rośliny rosły nieopodal Wisły i zajmowały powierzchnie 4 ha. Funkcjonariusze zabezpieczyli ponad 15000 krzewów konopi w różnej fazie wzrostu. Rośliny miały od 30 cm do 1,5 m wysokości. Z tej ilości zabezpieczonych krzewów można uzyskać około 330 kg marihuany o wartości 5,5 mln zł. Miała to być największa zlikwidowana plantacja konopi indyjskich w europie. Cały materiał wraz ze zdjęciami znajdziesz T U T A J.

Plantacja konopi indyjskich czy samosiejka?

Jednak wkrótce okazało się, że rośliny to najprawdopodobniej tzw. samosiejka czyli dziko rosnące konopie włókniste. Właścicielem pola okazał się rolnik uprawiający wiele hektarów. Na feralne 4 ha od jakiegoś czasu nie zaglądał.

Właściciel ziemi zapewniał, że rośliny to samosiejki, które w tamtych rejonach nie są niczym nowym. Jednak komendant stwierdził, że rośliny są posadzone celowo i za pomocą profesjonalnego urządzenia do siewu gdyż rosną zbyt równo.

 W niektórych miejscach można było odnieść takie złudne wrażenie. Ale to dlatego, że przez pole przejechała brona talerzowa, która tworzy bruzdy. Tam bardziej podsiąka woda i może to wyglądać tak, że tam coś zostało zasiane, a w rzeczywistości rośliny tam mają łatwiej. Rządków jednak nie było.

-tłumaczył wtedy właściciel pola, który łącznie uprawia na przeszło 300 ha.

Więcej szczegółów znajdziesz w artykule „Ciechocinek: ogromna plantacja zlikwidowana przez policje to samosiejka

Pan Marcin żył przez ostatni rok w potężnym stresie i niepewności, ponieważ śledczy przez długi okres dążyli do jego aresztowania. Pomimo jasnych przesłanek, że to fatalna pomyłka. Była też ciągła obawa, że cała sprawa odbije się na jego biznesie. Część jego kontrahentów nie była pewna, czy prowadzić nadal wspólne interesy. Przez to wszystko, rolnik schudł 20 kg, co pokazuje jakim było to dla niego stresem.

Umorzenie

Ostatecznie prokuratura postanowiła sprawę umorzyć. Powodem było to, iż biegły nie był w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy rośliny to dziko rosnące konopie włókniste czy konopie indyjskie.

Jednak umorzenie nie cofnie tego co przeszedł pan Marcin. Śledczy 6 razy wnioskowali o areszt dla rolnika. Na szczęście sąd wykazał się znacznie większym rozsądkiem i wniosek za każdym razem odrzucał. Wyobraźmy sobie, że rolnik uprawiający 300 ha trafia na rok do aresztu, jego interesy i uprawy mogłyby bardzo ucierpieć. A wszystko dlatego, że prokuratura upiera się, że dziko rosnące rośliny to zorganizowana plantacja konopi indyjskich. Niestety podobne przypadki się w naszym kraju już zdarzały.

Zostałem oczyszczony z zarzutów, więc jestem zadowolony, ale nikt nam nie odda tego, co wycierpieliśmy razem z rodziną. Przeżyłem sześć rozpraw aresztowych, za każdym razem sędziowie decydowali, że nie powinienem trafić za kraty. Tak naprawdę nie było na mnie ani jednego dowodu. To od początku wyglądało tak, jakby szukano czegoś, aby na siłę udowodnić mi winę. A przecież nic nie zrobiłem. Próbki z największej masy konopi nawet nie przekraczały 0,2 THC, a dopiero od 0,2 można by było mówić o konopiach potrzebnych do wytwarzania narkotyku

-mówił pan Marcin

Co ciekawe, prokuratura i policja nie uważają, że ta sprawa jest dla nich porażką.

Nie traktujemy tej sprawy w kategorii porażki.

-powiedział w rozmowie z Onetem Sławomir Korzeniewski, zastępca Prokuratora Rejonowego w Aleksandrowie Kujawskim.

Ja z nikim nie walczę. Moim zadaniem jest zgromadzenie materiału dowodowego i wydanie merytorycznej decyzji. Jeżeli ktoś popełnił przestępstwo, to wnoszę akt oskarżenia. W tym przypadku kluczowa okazała się opinia biegłego z zakresu badań fizykochemicznych. Do tego doszły inne okoliczności, zeznania świadków i wszystkie zgromadzone opinie.

-dodał Korzeniowski

Mało tego, prokurator zaapelował, aby każdy kto zobaczy dziko rosnące konopie, zgłaszał to policji. Ta natomiast wyśle odpowiedni wniosek do władz miasta lub gminy. Następnie do władz samorządowych należało będzie uporanie się z roślinami.

Szczerze mówiąc, nawet nie wiem jak skomentować apel o uruchamianie całej kosztownej procedury aby wyrwać kilka kompletnie nieszkodliwych, a wręcz pożytecznych roślin. A to wszystko oczywiście jest opłacane z podatków.

Zostaw komentarz

Twój email nie będzie opublikowany.

Może Ci się spodobać